Dr Derewenda: Komuniści wiedzieli, że ks. Blachnicki jest nie do złamania
DoRzeczy.pl: Od wielu lat mówił pan, że należy wznowić śledztwo ws. śmierci ks. Franciszka Blachnickiego. Od wczoraj, po konferencji ministra sprawiedliwości z udziałem prezesa IPN, wiemy, że ksiądz Blachnicki został zamordowany. To chyba ważna informacja?
Dr Robert Derewenda: Proszę zwrócić uwagę, że przez całe lata ta prawda była ukrywana. Informacja o tym, że ksiądz Blachnicki nie zmarł w sposób naturalny, a jego śmierć została sprowokowana, nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego. Dopiero determinacja Instytutu Pamięci Narodowej doprowadziła do tego, że w końcu wiemy, iż ksiądz Blachnicki nie umarł w sposób naturalny.
Czy jest szansa, żeby dowiedzieć się czegoś o sprawcach?
To pytanie do pionu śledczego IPN, dlatego ciężko mi jest coś o tym powiedzieć. Warto zaznaczyć, że gdyby nie powstał IPN, to trudno wyobrazić sobie, żeby zadano sobie tyle trudu, poskładano wszystkie fakty i dotarto do dokumentów ukazujących nam prawdę. Dziś wiemy, że ksiądz Blachnicki został zamordowany za walkę o suwerenną Rzeczpospolitą.
Dlaczego tak bardzo był znienawidzony przez służby PRL?
Z jednej strony się nie bał. Był człowiekiem odważnym. Przeżył nazizm i niewolę w obozie koncentracyjnym. Przeżył oczekiwanie na wyrok śmierci, w celi skazańców w katowickim więzieniu. Właściwie można powiedzieć, że komuniści zdawali sobie sprawę z tego, że księdza Blachnickiego nie można zastraszyć. Komuniści tego oczywiście próbowali i podejmowali działania, stosowali metody, które działały na innych. W przypadku ks. Blachnickiego to się nie udało. Proszę zwrócić uwagę, że na ks. Blachnickiego, tak jak na kardynała Karola Wojtyłę, prymasa Stefana Wyszyńskiego, czy ks. Popiełuszkę, komuniści czyhali, chcieli się ich pozbyć. Nie znajdując żadnej innej możliwości przerwania ich działalności, decydowali się na pozbawienie życia. Tyle, że w przypadku księdza Blachnickiego, służbom komunistycznym zależało na tym, żeby jego śmierć wyglądała na naturalną. I faktycznie przez wiele lat utrzymywała się taka opinia.
Pojawiało się również wiele informacji o działalności ks. Blachnickiego w Niemczech. Jakich?
Rozpowszechniano nieprawdziwe informacje na temat działalności ks. Blachnickiego w Carlsbergu, gdzie podobno miał zadłużyć się w ramach prowadzonej przez siebie kościelnej działalności. To również okazało się nieprawdą. Dotarłem do dokumentów, które potwierdziły mi, że ks. Blachnicki miał ogromne wsparcie finansowe. Z informacji, które pozyskałem wiemy, że konto prowadzone w ramach tej organizacji było obsługiwane przez ks. Blachnickiego i komunistycznego agenta, panią Jolantę Gontarczyk.
W grudniu 1985 roku ks. Blachnicki założył Ekumeniczne Wydawnictwo Ewangelizacyjne, które zostało zarejestrowane na jego brata oraz Jolantę Gontarczyk, a ksiądz Blachnicki nie wiedział, że była ona tajnym współpracownikiem komunistycznych służb o pseudonimie „Panna”. Wiele wskazuje na to, że na konto, do którego dostęp miał ksiądz Blachnicki i pani Gontarczyk, mogło wpłynąć nawet 1,3 mln marek. Co ciekawe, ks. Blachnicki jesienią 1986 roku otrzymał od zaprzyjaźnionego ruchu protestanckiego „Agape” propozycję drukowania materiałów. Kontrakt ma opiewać na sumę 2 mln dolarów i ma trwać około trzech lat. Właściwie ks. Blachnicki otrzymuje propozycję utrzymywania swojej drukarni, wydawnictwa. Chodziło tu również o to, żeby nie miał problemów finansowych. Kontrakt ma wejść w życie w marcu 1987 roku, a ks. Blachnicki umiera 27 lutego 1987 roku. Trudno oprzeć się myśli, że nie był to przypadek.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.